wtorek, 25 sierpnia 2015

Niechciana niespodzianka

Nota odautorska: Pełna rad, zabrałam na warsztat rozdział. Pewnie znowu nie będzie idealny ale mam nadzieję że ktoś wytknie mi błędy i zmusi do poprawki. Mam nadzieję że jest już mniej płaski a uczucia bohaterki udało się oddać chociaż w niewielkim procencie. Najważniejsze, że to fikcja i mam prawo wymyślać swoje rozwiązania. Czekam na konstruktywną krytykę i zapraszam do podzielenia się swoimi przemyśleniami.
Pomimo kilku programów do korekty mogą się wkraść błędy w myślnikach i kropkach, jeśli ktoś ma jakiś dobry program czekam na info. Nie przedłużając zapraszam.



W przestronnej, gustownie, urządzonej łazience siedziała młoda , na oko dwudziestodwuletnia kobieta. Z całej jej postawy biło zdenerwowanie i niepewność. Nie zwracała uwagi na błękitno-białą glazurę i terakotę pomieszczenia. Nie widziała ogromnej wanny z jacuzzi czy też lustra zajmującego całą długość jednej ściany. W kurczowo zaciskanej dłoni trzymała podłużny, plastikowy przedmiot. Wpatrywała się w niego z napięciem jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Nie, to niemożliwe - jęknęła a jej głos przeszedł z żalu w złość.
Zerwała się na nogi, chwyciła ciężki kryształowy wazon i roztrzaskała go o ścianę. Poczuła ulgę a za chwilę wstyd.
- Reparo - mruknęła a wazon znów był w jednym kawałku.
Ze zniecierpliwieniem odgarnęła z twarzy brązowe kosmyki włosów a spojrzenie jej ciemnych oczu zatrzymało się na tym przeklętym kawałku plastiku. Z wyglądu i ubioru biła od niej elegancja i opanowanie, czemu przeczyło wcześniejsze zachowanie. Obok stóp ubranych w czarne szpilki leżało kartonowe opakowanie. Z wierzchniej strony uśmiechał się do niej, uroczy bobas a nad jego głową znajdował się napis 'Test ciążowy'.
Kobieta ze złością spojrzała na dwie kreski znajdujące się na teście. Miała nadzieję, że ktoś wyskoczy i powie jej, że to żart. Niestety nic takiego nie nastąpiło.


    - Tak jest pani w ciąży - starszy lekarz o wyglądzie dziadka, wyciągnął urządzenie do bania, z ciała kobiety – maluszek rozwija się prawidłowo, chociaż z badania wynika, że jest niewielki. Wszystko jest w normie i nie ma powodu do niepokoju.
- Tak dziękuję... medyku - wyszeptała oszołomiona kobieta.
    - Wystarczy doktorze. Proszę się zdrowo odżywiać, oraz dbać o siebie i maleństwo. Widzimy się za miesiąc - starszy lekarz obdarzył kobietę ciepłym uśmiechem gdy ta wychodziła z jego gabinetu.
    Oparła się plecami o ścianę i westchnęła. Coraz mocniej do jej świadomości dobijało się to, że to dzieję się naprawdę. Jest w ciąży, w jej ciele rozwija się nowe życie. Maleńka istota która jest niechciana i niepożądana. Przez jedną szaloną myśl, chciała uciec i zatrzymać dziecko. Znów jednak, wygrało w niej przywiązanie do luksusu.
Siedziała w salonie, grzejąc się w cieple płonącego kominka. Na jej młodej pięknej twarzy czaił się smutek.
- Przez ciebie nawet nie mogę się napić ulubionego wina - westchnęła i spojrzała na swój jeszcze płaski brzuch, sięgając po szklankę soku.
Przypomniała sobie swoja bliską koleżankę. Matkę dwójki potworków. Dwuletniego chłopca i rocznej dziewczynki. Kiedyś ta dziewczyna była śliczna, idealna figura, zadbane włosy, ciało i twarz. Zawszę idealny manicure, elegancko ubrana i pachnąca. Obecnie szara cera, połamane paznokcie, bez grama makijażu i ta nadwaga. Obrzydzeniem napawały ją obwisłe, pokryte rozstępami, kawałki ciała koleżanki. Opowieści o nieprzespanych nocach, śmierdzących pieluchach, babraniu się w kupach i wymiocinach. Wieczne zmęczenie i brak czasu dla siebie. Brak ochoty na współżycie i brak chęci by zabrać się za siebie.
Wzdrygnęła się ze wstrętem. Była za młoda, zbyt idealna by stać się paskudną, rozdętą kurą domową. Przecież on uwielbiał u niej elegancję, szyk i to, że zawszę, na każdym spotkaniu lśniła. Miała by to teraz porzucić i zakuć się w kajdany niewoli zwanego dzieckiem?
W jej głowie trwała gonitwa myśli. On nie mógł się o niczym dowiedzieć. Znała jego zdanie. Zdecydowała, że odejdzie, urodzi i odda dziecko do mugolskiego sierocińca. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Była na to za młoda, za ładna, za mądra, zbyt ambitna. Wiedziała, że on by ją zostawił gdyby stała się taka jak jej koleżanka. On chciał żyć w luksusie i otaczać się nim. Pozostało tylko wymyślić wiarygodną bajkę i zniknąć na parę miesięcy, do porodu.
- Witaj - musnął w przelocie jej czoło swoimi ciepłymi wargami. Tak zajęty gazetą, którą czytał, że nawet nie zwrócił uwagi na jej stan.
Jej ciałem wstrząsnął udawany szloch, oczy zaczerwienione od mocnego tarcia ukryła w dłoniach. Włosy idealnie ułożone teraz były w nieładzie. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na jej naganny wygląd.
- Co się stało moja droga? - zapytał klękając przy jej fotelu.
- Moja babcia... - wyszeptała zapłakanym głosem. - Ona umiera, zostało jej parę miesięcy życia. Nic się nie da zrobić. Nic nie pomaga. Ona jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i teraz jest sama. Nie ma kto się nią opiekować, pomagać, być u kresu jej dni. Ja muszę wyjechać, nie może umrzeć w samotności. - dziewczyna rozszlochała się na dobre.
    - Oczywiście masz rację, jedź i opiekuj się nią. Ja nie mogę ze względu na pracę, ale wiesz, że możesz na mnie liczyć. - potwierdził opanowany i wyciągnął chusteczkę z kieszeni marynarki.
Przyjęła ją ukrywając w niej twarz. Nie chciała by widział kłamstwo i obłudę które na pewno kryły się w oczach. W jej myślach było jedno słowo, 'arystokraci' niezdolni do uczuć, grający wyuczone rolę. Będący zawszę sztywni i zdystansowani. Ona też taka była. Od małego chowana w luksusie, bez uczuć, nie potrafiła ich znaleźć u siebie.
- Dziękuję - szepnęła wtulając się w jego pierś, w myślach gratulując sobie idealnie odegranej scenki. Po trupach do celu pomyślała i spokojnie ruszyła pakować walizkę.
Następnego dnia teleportowała się do mugolskiej dzielnicy Londynu, nie tak jak mówiła do Irlandii. Wynajęła małe mieszkanie i ukryła się w nim. Dużo czytała o pielęgnacji ciała w ciąży. Pokaźny stos lektur był też o żywieniu i dbaniu o zdrowie w ciąży. Pomimo braku instynktu macierzyńskiego, chciała by dziecko urodziło się zdrowe. Często spacerowała, pilnując by nikt jej nie rozpoznał. Kolejna wizyta u medyka-doktora nadeszła szybciej niżby jej się zdawało. Wolała korzystać z usług mugola, bała się, że w magicznym świecie mogłoby się to rozejść i dojść do jego uszu.
- Dzień dobry, jak się czuję przyszła mamusia? - zapytał lekarz swoim ciepłym, radosnym głosem. Starszy pan, około siedemdziesięcioletni od razu wzbudzał zaufanie. Przypominał jej dziadka, jedyną osobę która była w stanie żywić ciepłe uczucia.
- Wyjątkowo dobrze -odpowiedziała ze ściśniętym gardłem mając przed oczami wspomnienia, dzieciństwa. Ułożyła się w fotelu.
Z ciekawością rozejrzała się po pokoju. Za pierwszym razem była zbyt zdenerwowana by cokolwiek oglądać. Zwróciła uwagę na ścianę pełną dyplomów i certyfikatów. Na ciepły brzoskwiniowy kolor gabinetu, mahoniowe biurko i czarny fotel na kółkach. Delikatny uśmiech wypłynął na jej wargi na widok ogromnego akwarium. Pływało w nim majestatycznie stadko rybek. Głowy miały granatowo-czarne z białym paskiem, zaś reszta tułowiu była kanarkowo żółta.
- Borsuki. - wyjaśnił, widząc zachwyt w jej oczach, na chwilę odrywając wzrok od monitora.
- Jak ryba może być nazywana borsukiem? - zapytała skonsternowana.
- To jest taki gatunek, tak na nie mówi się potocznie – odpowiedział. O, spójrz na monitor, widać główkę i ciałko a ta szara plamka która drga to serce - lekarz pokazywał znacznikiem poszczególne części dziecka na monitorze.
- Niesamowite - udała entuzjazm w głosie.
    - Maleństwo w dalszym ciągu rozwija się idealnie. To już osiemnasty tydzień. Wtedy się nie udało bo się odwróciło ale teraz, jest idealnie ułożone. Chciała by Pani znać płeć?
    - Nie, myślę że chcę mieć niespodziankę.
    - Dobrze, dbaj tak dalej o siebie i widzimy się za dwa i pół miesiąca.-pożegnał ją uśmiechem.
Kobieta wyszła z przychodni i udała się do cukierni. Czuła ogromną potrzebę zjedzenia czego słodkiego. No tak, dziecko pomyślała i jeden jedyny raz w życiu pozwoliła sobie na odstępstwa od diety. Po powrocie do domu zauważyła dużą, czarną sowę na parapecie. Wiedziała kto jest jej właścicielem.


Moja Droga!
Jak się czujesz? Co z babcią? Trochę tu pusto bez Ciebie.
Nie uwierzysz kto nas odwiedził. Była dzisiaj Twoja koleżanka Romilda. Nie poznałem jej przez moment. Strasznie się zaniedbała, obok niej była dwójka dzieciaków. Do czego to potrafią się dopuścić kobiety? Pozdrowiłem ją od Ciebie i przekazałem, że jak wrócisz do Londynu to się z nią spotkasz. Dziękuję, że ty zawszę jesteś elegancką i zadbaną kobietą. Czuję się dumny gdy zazdroszczą mi perfekcyjnej partnerki.
Całuję i do zobaczenia wkrótce, Twój.


Kobieta po przeczytaniu wiadomości westchnęła, upewniając się w podjętej decyzji. Zrozumiała, że gdyby dowiedział się o ciąży, odszedł by bez oglądania się za siebie. Nie mogła do tego dopuścić. Zapewniał jej luksus i życie na poziomie do którego przywykła. Byli perfekcyjną parą a dziecko przeszkodą.
- Oddam cię maleństwo komuś kto będzie chciał i pokocha, ja nie nadaję się na matkę.-szepnęła ze łzami w oczach gładząc lekko wypukły brzuch
Była na początku dwudziestego tygodnia gdy poczuła coś dziwnego. Leżała na kanapie oglądając coś w mugolskim pudełku zwanym telewizorem gdy nastąpiło TO. Ledwie wyczuwalny ucisk na napiętą skórę. Westchnęła widząc kolejne uwypuklenie na brzuchu. Wiedziała z książek, że to pierwsze ruchy dziecka. Delikatnie przykryła dłonią odznaczający się kształt i jęknęła czując w okolicy serca ból. Zamknęła oczy i po raz kolejny powtórzyła w myślach dlaczego urodzi i odda swoje dziecko.
- No cóż, to już dwudziesty ósmy tydzień, jeszcze około ośmiu do dwunastu tygodni . Na pewno nie chcę pani znać płci?
    - Nie, chcę mieć niespodziankę -szepnęła kobieta - Ale wszystko z maleństwem dobrze?
    - Tak idealnie się rozwija chociaż nadal jest maleńki
    - Będzie idealnym szukającym -szepnęła.
- Kim? - lekarz był zdziwiony tak dziwnym określeniem.
-To taka norweska dyscyplina sportowa - ucięła speszona
    - Dziękuję doktorze za wszystko – nieudolnie próbowała ukryć łzy, które nieproszone napłynęły do jej oczu.
    - Żadna decyzja nie jest łatwa, drogie dziecko. Pamiętaj, cokolwiek by się nie działo nikt nie ma prawa cię osądzać.
    Kobieta odwróciła się zaskoczona. Nie rozumiała jak lekarz, może znać jej myśli. Pragnęła wtulić się w kogoś i wypłakać cały swój żal i wątpliwości.
    - Dziękuję, dziękuję za wszystko – odezwała się patrząc w jego ciepłe mahoniowe oczy.
-Nie ma za co. Abym zawszę miał takie idealne pacjentki. Do zobaczenia. - odpowiedział delikatnie ściskając jej dłoń i dodając otuchy.
Gdy zamknęły się za nią drzwi opadł zmęczony w fotelu. Niewidzącym spojrzeniem powiódł po gabinecie. Jego wzrok zatrzymał się na tłustym odcisku dziecięcej łapki. Pod spodem dziecięcą dłonią napisane było imię Miia. Znów dopadły go demony przeszłości. Jego ukochana wnuczka, która jako niespełna osiemnastolatka zaszła w ciąże. Nikt nie zauważył pogłębiającej się depresji. Na zewnątrz tryskała szczęściem, w środku, układając plan. Popełniła samobójstwo w ósmym miesiącu ciąży. Jednego dnia była, taka radosna, nie dziewczynka i jeszcze nie kobieta. Następnego dzwoniła córka, że Miia i malutka Sara nie żyją. Miała dość szykanowania i wyzwisk w szkolę. Jej ból pozbawił dwa istnienia, życia. Starszy lekarz otrząsnął się z bolesnych wspomnień, kątem dłoni ocierając łzy. Miał nadzieję, że jego młodej pacjentce się uda. Uda tak jak nie udało ukochanej wnuczce.
Kolejne tygodnie mijały jej niczym dni. Przyzwyczaiła się do ruchów dziecka, które z każdym kolejnym dniem dawało, coraz to nowszy popis umiejętności. Jej rytuałem stawały się wieczory na kanapie i tłumaczeniu swojemu maleństwu dlaczego go nie zatrzyma. Dopadała ją melancholia gdy w ciszy nuciła kołysanki. Złość na to, że nie umiała z tym wszystkim zerwać. Nie potrafiła się postawić zasadą, wymogą i chłodnej kalkulacji. Tak bardzo pragnęła wypłakać się komuś na ramieniu, jednak była sama.
Nie mogła spać, czuła wewnętrzny niepokój. Krążyła od ściany do ściany. Zdenerwowana. Żadna kobieta nie powinna być sama w takim momencie, jednak ona była. Wrażenie było nierealne, kałuża płynu dobitnie uświadomiła ją w tym co się zaczeło. Dobrze, że mieszkała dwie minuty od szpitala i mogła dojść o własnych siłach. Zanim karetka by po nią przyjechała, zdążyła by urodzić.
- Gratulację, to chłopiec - usłyszała gdy toczyła nieobecnym ze zmęczenia, po ośmiu godzinach porodu, wzrokiem po lekarzu, położnych i pielęgniarkach.
- Chcę go oddać - wychrypiała, krzyżując ręce i wzbraniając się przed dotykiem niemowlęcia z którym zbliżała się pielęgniarka.
- Jest pani pewna? Nie będzie odwrotu? - spytał lekarz prowadzący.
- Tak jestem – odpowiedziała zaciskając kurczowo powieki, by nie wypłynęła z nich, żadna niechciana łza
Po kilku minutach dostała deklarację do podpisania. Brzmiała dla niej okropnie. Była taka oschła i bezduszna. Nie miała wyjścia podjęła już decyzję.
Ja niżej podpisana, zrzekam się praw do nowo narodzonego dziecko i obiecuję nigdy nie szukać z nim kontaktu. Na mocy obecnego prawa straciłam możliwość nazywania się matką i nigdy żaden sąd nie przychyli się ku mojej prośbie odnośnie nowo narodzonego dziecka.
G.
- Czemu ta deklaracja jest tak brutalna? - zapytała pielęgniarkę robiącą obchód.
- Ze względu na nastolatki które rodziły młodo, oddawały dzieci i czasem po 10 latach zaczynały batalię o odzyskanie praw, burząc spokój, nowym zbudowanym rodziną - odpowiedziała jej pielęgniarka, zabierając jej deklarację i posyłając w jej stronę smutne spojrzenie.
Parę dni później kobieta stała przed wielką szybą, oddzielała ona salę noworodków od korytarza. Jej twarz była maską, nie było widać żadnych emocji. Wszystko schowała na dnie siebie. Przyłożyła dłoń do chłodnej szyby.
    - Trzymaj się maleństwo, dasz radę - wyszeptała wpatrując się w blond lok jej syna.
    Jej oczy zaszły łzami i pośpiesznie wybiegła z sali. Nie zwracała uwagi na potrącanych ludzi, przewracane sprzęty. Łzy zasłaniały cały świat. Aportowała się do swojego tymczasowego mieszkania i upadła na podłogę. Krzyczała i miotała się po pokoju, uderzała pięściami o podłogę. Nie widziała krwawych śladów na rękach. Pragnęła by coś bolało mocniej od serca. Było rozdarte, czuła jak pękło na pół. Chciała wykrzyczeć cały swój ból jednak nie potrafiła. Ostatnie co zarejestrowała nim zwinęła się, w kłębek na dywanie, było to, że jej syn urodził się 1 kwietnia. Pieprzony żart losu.
    - Pamiętaj moja droga, nikt nie chcę mieć zaniedbanej kobiety - złowieszczo czknęła jej babka po kolejnym kieliszku cherry.
    - Ale jak to?
    - Są specjalne eliksiry. Pomogą uzyskać wygląd sprzed ciąży – odpowiedziała a nastolatka skrzętnie zapisała jej każde słowo w pamiętniku.
    Dokładnie odważała składniki, mieszając odpowiednią ilość razy w kociołku. Eliksir bulgotał w magicznie powiększonym kominku a ona znów myślała o swoim dziecku. Kolejny raz cofnęła się w myślach, do pierwszych ruchów, kopnięć czy tego dziwnego przewracania się w jej brzuchu.
    Idealne działanie eliksiru pozwoliło jej wrócić do formy, szybciej niż innym mugolskim kobietą.
    Z ciężkim sercem staneła przed Malfoy Manor i bez pukania weszła do środka.
    - Jesteś – ni to zapytał ni stwierdził jej partner.
    - Wróciłam. Nie chcę rozmawiać – podeszła do niego, składając na ustach krótki formalny pocałunek.
    - Rozumiem – odpowiedział nie wdając się w dyskusję, widząc jej stan.
    - Idę spać – dodała i zniknęła w swojej sypialni.
    Położyła się w ogromnym łóżku i zakopała w atłasowej pościeli. Pozwoliła spłynąć z oczu kilku łzom, nim wzieła w dłoń różdżkę.
    - Nie chę pamiętać... -powiedziała, zaraz po tym celując różdżką w swoje brązowe pukle
    - Oblivate-szepnęła i zapomniała o wszystkim co się wydarzyło w ciągu ostatnich dziewieciu miesięcy. Zapomniała o bólu, ale najważniejsze zapomniała o swoim synku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz