Pomimo kilku programów do korekty mogą się wkraść błędy w myślnikach i kropkach, jeśli ktoś ma jakiś dobry program czekam na info. Nie przedłużając zapraszam.
W przestronnej, gustownie, urządzonej łazience siedziała młoda , na oko dwudziestodwuletnia kobieta. Z całej jej postawy biło zdenerwowanie i niepewność. Nie zwracała uwagi na błękitno-białą glazurę i terakotę pomieszczenia. Nie widziała ogromnej wanny z jacuzzi czy też lustra zajmującego całą długość jednej ściany. W kurczowo zaciskanej dłoni trzymała podłużny, plastikowy przedmiot. Wpatrywała się w niego z napięciem jakby zaraz miał wybuchnąć.
-
Nie, to niemożliwe - jęknęła a jej głos przeszedł z żalu w
złość.
Zerwała się na
nogi, chwyciła ciężki kryształowy wazon i roztrzaskała go o
ścianę. Poczuła ulgę a za chwilę wstyd.
-
Reparo - mruknęła a wazon znów był w jednym kawałku.
Ze
zniecierpliwieniem odgarnęła z twarzy brązowe kosmyki włosów a
spojrzenie jej ciemnych oczu zatrzymało się na tym przeklętym
kawałku plastiku. Z wyglądu i ubioru biła od niej elegancja i
opanowanie, czemu przeczyło wcześniejsze zachowanie. Obok stóp
ubranych w czarne szpilki leżało kartonowe opakowanie. Z
wierzchniej strony uśmiechał się do niej, uroczy bobas a nad jego
głową znajdował się napis 'Test ciążowy'.Kobieta ze złością spojrzała na dwie kreski znajdujące się na teście. Miała nadzieję, że ktoś wyskoczy i powie jej, że to żart. Niestety nic takiego nie nastąpiło.
- - Tak jest pani
w ciąży - starszy lekarz o wyglądzie dziadka, wyciągnął
urządzenie do bania, z ciała kobiety – maluszek rozwija się
prawidłowo, chociaż z badania wynika, że jest niewielki. Wszystko
jest w normie i nie ma powodu do niepokoju.
-
Tak dziękuję... medyku - wyszeptała oszołomiona kobieta.
- Wystarczy
doktorze. Proszę się zdrowo odżywiać, oraz dbać o siebie i
maleństwo. Widzimy się za miesiąc - starszy lekarz obdarzył
kobietę ciepłym uśmiechem gdy ta wychodziła z jego gabinetu.
Oparła się
plecami o ścianę i westchnęła. Coraz mocniej do jej świadomości
dobijało się to, że to dzieję się naprawdę. Jest w ciąży, w
jej ciele rozwija się nowe życie. Maleńka istota która jest
niechciana i niepożądana. Przez jedną szaloną myśl, chciała
uciec i zatrzymać dziecko. Znów jednak, wygrało w niej
przywiązanie do luksusu.
-
Przez ciebie nawet nie mogę się napić ulubionego wina - westchnęła
i spojrzała na swój jeszcze płaski brzuch, sięgając po szklankę
soku.
Przypomniała
sobie swoja bliską koleżankę. Matkę dwójki potworków.
Dwuletniego chłopca i rocznej dziewczynki. Kiedyś ta dziewczyna
była śliczna, idealna figura, zadbane włosy, ciało i twarz.
Zawszę idealny manicure, elegancko ubrana i pachnąca. Obecnie szara
cera, połamane paznokcie, bez grama makijażu i ta nadwaga.
Obrzydzeniem napawały ją obwisłe, pokryte rozstępami, kawałki
ciała koleżanki. Opowieści o nieprzespanych nocach, śmierdzących
pieluchach, babraniu się w kupach i wymiocinach. Wieczne zmęczenie
i brak czasu dla siebie. Brak ochoty na współżycie i brak chęci
by zabrać się za siebie.Wzdrygnęła się ze wstrętem. Była za młoda, zbyt idealna by stać się paskudną, rozdętą kurą domową. Przecież on uwielbiał u niej elegancję, szyk i to, że zawszę, na każdym spotkaniu lśniła. Miała by to teraz porzucić i zakuć się w kajdany niewoli zwanego dzieckiem?
W jej głowie trwała
gonitwa myśli. On nie mógł się o niczym dowiedzieć. Znała jego
zdanie. Zdecydowała, że odejdzie, urodzi i odda dziecko do
mugolskiego sierocińca. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
Była na to za młoda, za ładna, za mądra, zbyt ambitna. Wiedziała,
że on by ją zostawił gdyby stała się taka jak jej koleżanka. On
chciał żyć w luksusie i otaczać się nim. Pozostało tylko
wymyślić wiarygodną bajkę i zniknąć na parę miesięcy, do
porodu.
-
Witaj - musnął w przelocie jej czoło swoimi ciepłymi wargami. Tak
zajęty gazetą, którą czytał, że nawet nie zwrócił uwagi na
jej stan.
Jej ciałem
wstrząsnął udawany szloch, oczy zaczerwienione od mocnego tarcia
ukryła w dłoniach. Włosy idealnie ułożone teraz były w
nieładzie. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na jej naganny wygląd.
-
Co się stało moja droga? - zapytał klękając przy jej fotelu.
-
Moja babcia... - wyszeptała zapłakanym głosem. - Ona umiera,
zostało jej parę miesięcy życia. Nic się nie da zrobić. Nic nie
pomaga. Ona jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i
teraz jest sama. Nie ma kto się nią opiekować, pomagać, być u
kresu jej dni. Ja muszę wyjechać, nie może umrzeć w samotności.
- dziewczyna rozszlochała się na dobre.
- - Oczywiście
masz rację, jedź i opiekuj się nią. Ja nie mogę ze względu na
pracę, ale wiesz, że możesz na mnie liczyć. - potwierdził
opanowany i wyciągnął chusteczkę z kieszeni marynarki.
- Dziękuję -
szepnęła wtulając się w jego pierś, w myślach gratulując sobie
idealnie odegranej scenki. Po trupach do celu pomyślała i spokojnie
ruszyła pakować walizkę.
Następnego dnia
teleportowała się do mugolskiej dzielnicy Londynu, nie tak jak
mówiła do Irlandii. Wynajęła małe mieszkanie i ukryła się w
nim. Dużo czytała o pielęgnacji ciała w ciąży. Pokaźny stos
lektur był też o żywieniu i dbaniu o zdrowie w ciąży. Pomimo
braku instynktu macierzyńskiego, chciała by dziecko urodziło się
zdrowe. Często spacerowała, pilnując by nikt jej nie rozpoznał.
Kolejna wizyta u medyka-doktora nadeszła szybciej niżby jej się
zdawało. Wolała korzystać z usług mugola, bała się, że w
magicznym świecie mogłoby się to rozejść i dojść do jego uszu.
-
Dzień dobry, jak się czuję przyszła mamusia? - zapytał lekarz
swoim ciepłym, radosnym głosem. Starszy pan, około
siedemdziesięcioletni od razu wzbudzał zaufanie. Przypominał jej
dziadka, jedyną osobę która była w stanie żywić ciepłe
uczucia.
-
Wyjątkowo dobrze -odpowiedziała ze ściśniętym gardłem mając
przed oczami wspomnienia, dzieciństwa. Ułożyła się w fotelu.
Z ciekawością
rozejrzała się po pokoju. Za pierwszym razem była zbyt
zdenerwowana by cokolwiek oglądać. Zwróciła uwagę na ścianę
pełną dyplomów i certyfikatów. Na ciepły brzoskwiniowy kolor
gabinetu, mahoniowe biurko i czarny fotel na kółkach. Delikatny
uśmiech wypłynął na jej wargi na widok ogromnego akwarium.
Pływało w nim majestatycznie stadko rybek. Głowy miały
granatowo-czarne z białym paskiem, zaś reszta tułowiu była
kanarkowo żółta.
-
Borsuki. - wyjaśnił, widząc zachwyt w jej oczach, na chwilę
odrywając wzrok od monitora.
-
Jak ryba może być nazywana borsukiem? - zapytała skonsternowana.
-
To jest taki gatunek, tak na nie mówi się potocznie –
odpowiedział. O, spójrz na monitor, widać główkę i ciałko a ta
szara plamka która drga to serce - lekarz pokazywał znacznikiem
poszczególne części dziecka na monitorze.
-
Niesamowite - udała entuzjazm w głosie.
-
Maleństwo w dalszym ciągu rozwija się idealnie. To już
osiemnasty tydzień. Wtedy się nie udało bo się odwróciło ale
teraz, jest idealnie ułożone. Chciała by Pani znać płeć?
-
Nie, myślę że chcę mieć niespodziankę.
-
Dobrze, dbaj tak dalej o siebie i widzimy się za dwa i pół
miesiąca.-pożegnał ją uśmiechem.
Moja
Droga!
Jak
się czujesz? Co z babcią? Trochę tu pusto bez Ciebie.
Nie
uwierzysz kto nas odwiedził. Była dzisiaj Twoja koleżanka Romilda.
Nie poznałem jej przez moment. Strasznie się zaniedbała, obok
niej była dwójka dzieciaków. Do czego to potrafią się dopuścić
kobiety? Pozdrowiłem ją od Ciebie i przekazałem, że jak wrócisz
do Londynu to się z nią spotkasz. Dziękuję, że ty zawszę jesteś
elegancką i zadbaną kobietą. Czuję się dumny gdy zazdroszczą mi
perfekcyjnej partnerki.
Całuję
i do zobaczenia wkrótce, Twój.
- Oddam cię
maleństwo komuś kto będzie chciał i pokocha, ja nie nadaję się
na matkę.-szepnęła ze łzami w oczach gładząc lekko wypukły
brzuch
Była na początku
dwudziestego tygodnia gdy poczuła coś dziwnego. Leżała na kanapie
oglądając coś w mugolskim pudełku zwanym telewizorem gdy
nastąpiło TO. Ledwie wyczuwalny ucisk na napiętą skórę.
Westchnęła widząc kolejne uwypuklenie na brzuchu. Wiedziała z
książek, że to pierwsze ruchy dziecka. Delikatnie przykryła
dłonią odznaczający się kształt i jęknęła czując w okolicy
serca ból. Zamknęła oczy i po raz kolejny powtórzyła w myślach
dlaczego urodzi i odda swoje dziecko.
-
No cóż, to już dwudziesty ósmy tydzień, jeszcze około ośmiu do
dwunastu tygodni . Na pewno nie chcę pani znać płci?
- - Nie, chcę
mieć niespodziankę -szepnęła kobieta - Ale wszystko z maleństwem
dobrze?
- Tak idealnie się rozwija chociaż nadal jest maleńki
- Będzie idealnym szukającym -szepnęła.
-
Kim? - lekarz był zdziwiony tak dziwnym określeniem.
-To
taka norweska dyscyplina sportowa - ucięła speszona
- - Dziękuję
doktorze za wszystko – nieudolnie próbowała ukryć łzy, które
nieproszone napłynęły do jej oczu.
- Żadna decyzja nie jest łatwa, drogie dziecko. Pamiętaj, cokolwiek by się nie działo nikt nie ma prawa cię osądzać.
Kobieta odwróciła się zaskoczona. Nie rozumiała jak lekarz, może znać jej myśli. Pragnęła wtulić się w kogoś i wypłakać cały swój żal i wątpliwości.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko – odezwała się patrząc w jego ciepłe mahoniowe oczy.
-Nie ma za co. Abym
zawszę miał takie idealne pacjentki. Do zobaczenia. - odpowiedział
delikatnie ściskając jej dłoń i dodając otuchy.
Gdy zamknęły się
za nią drzwi opadł zmęczony w fotelu. Niewidzącym spojrzeniem
powiódł po gabinecie. Jego wzrok zatrzymał się na tłustym
odcisku dziecięcej łapki. Pod spodem dziecięcą dłonią napisane
było imię Miia. Znów dopadły go demony przeszłości. Jego
ukochana wnuczka, która jako niespełna osiemnastolatka zaszła w
ciąże. Nikt nie zauważył pogłębiającej się depresji. Na
zewnątrz tryskała szczęściem, w środku, układając plan.
Popełniła samobójstwo w ósmym miesiącu ciąży. Jednego dnia
była, taka radosna, nie dziewczynka i jeszcze nie kobieta.
Następnego dzwoniła córka, że Miia i malutka Sara nie żyją.
Miała dość szykanowania i wyzwisk w szkolę. Jej ból pozbawił
dwa istnienia, życia. Starszy lekarz otrząsnął się z bolesnych
wspomnień, kątem dłoni ocierając łzy. Miał nadzieję, że jego
młodej pacjentce się uda. Uda tak jak nie udało ukochanej wnuczce.
Kolejne tygodnie
mijały jej niczym dni. Przyzwyczaiła się do ruchów dziecka, które
z każdym kolejnym dniem dawało, coraz to nowszy popis umiejętności.
Jej rytuałem stawały się wieczory na kanapie i tłumaczeniu
swojemu maleństwu dlaczego go nie zatrzyma. Dopadała ją
melancholia gdy w ciszy nuciła kołysanki. Złość na to, że nie
umiała z tym wszystkim zerwać. Nie potrafiła się postawić
zasadą, wymogą i chłodnej kalkulacji. Tak bardzo pragnęła
wypłakać się komuś na ramieniu, jednak była sama.
Nie mogła spać,
czuła wewnętrzny niepokój. Krążyła od ściany do ściany.
Zdenerwowana. Żadna kobieta nie powinna być sama w takim momencie,
jednak ona była. Wrażenie było nierealne, kałuża płynu dobitnie
uświadomiła ją w tym co się zaczeło. Dobrze, że mieszkała dwie
minuty od szpitala i mogła dojść o własnych siłach. Zanim
karetka by po nią przyjechała, zdążyła by urodzić.
-
Gratulację, to chłopiec - usłyszała gdy toczyła nieobecnym ze
zmęczenia, po ośmiu godzinach porodu, wzrokiem po lekarzu,
położnych i pielęgniarkach.
-
Chcę go oddać - wychrypiała, krzyżując ręce i wzbraniając się
przed dotykiem niemowlęcia z którym zbliżała się pielęgniarka.
-
Jest pani pewna? Nie będzie odwrotu? - spytał lekarz prowadzący.
-
Tak jestem – odpowiedziała zaciskając kurczowo powieki, by nie
wypłynęła z nich, żadna niechciana łza
Po kilku minutach
dostała deklarację do podpisania. Brzmiała dla niej okropnie. Była
taka oschła i bezduszna. Nie miała wyjścia podjęła już decyzję.
Ja
niżej podpisana, zrzekam się praw do nowo narodzonego dziecko i
obiecuję nigdy nie szukać z nim kontaktu. Na mocy obecnego prawa
straciłam możliwość nazywania się matką i nigdy żaden sąd nie
przychyli się ku mojej prośbie odnośnie nowo narodzonego dziecka.
G.
-
Czemu ta deklaracja jest tak brutalna? - zapytała pielęgniarkę
robiącą obchód.
-
Ze względu na nastolatki które rodziły młodo, oddawały dzieci i
czasem po 10 latach zaczynały batalię o odzyskanie praw, burząc
spokój, nowym zbudowanym rodziną - odpowiedziała jej pielęgniarka,
zabierając jej deklarację i posyłając w jej stronę smutne
spojrzenie.
Parę dni później
kobieta stała przed wielką szybą, oddzielała ona salę noworodków
od korytarza. Jej twarz była maską, nie było widać żadnych
emocji. Wszystko schowała na dnie siebie. Przyłożyła dłoń do
chłodnej szyby.
- Trzymaj się
maleństwo, dasz radę - wyszeptała wpatrując się w blond lok jej
syna.
Jej oczy zaszły
łzami i pośpiesznie wybiegła z sali. Nie zwracała uwagi na
potrącanych ludzi, przewracane sprzęty. Łzy zasłaniały cały
świat. Aportowała się do swojego tymczasowego mieszkania i upadła
na podłogę. Krzyczała i miotała się po pokoju, uderzała
pięściami o podłogę. Nie widziała krwawych śladów na rękach.
Pragnęła by coś bolało mocniej od serca. Było rozdarte, czuła
jak pękło na pół. Chciała wykrzyczeć cały swój ból jednak
nie potrafiła. Ostatnie co zarejestrowała nim zwinęła się, w
kłębek na dywanie, było to, że jej syn urodził się 1 kwietnia.
Pieprzony żart losu.
- - Pamiętaj
moja droga, nikt nie chcę mieć zaniedbanej kobiety - złowieszczo
czknęła jej babka po kolejnym kieliszku cherry.
- Ale jak to?
- Są specjalne
eliksiry. Pomogą uzyskać wygląd sprzed ciąży – odpowiedziała
a nastolatka skrzętnie zapisała jej każde słowo w pamiętniku.
Dokładnie
odważała składniki, mieszając odpowiednią ilość razy w
kociołku. Eliksir bulgotał w magicznie powiększonym kominku a ona
znów myślała o swoim dziecku. Kolejny raz cofnęła się w
myślach, do pierwszych ruchów, kopnięć czy tego dziwnego
przewracania się w jej brzuchu.
Idealne
działanie eliksiru pozwoliło jej wrócić do formy, szybciej niż
innym mugolskim kobietą.
Z
ciężkim sercem staneła przed Malfoy Manor i bez pukania weszła
do środka.
-
Jesteś – ni to zapytał ni stwierdził jej partner.
-
Wróciłam. Nie chcę rozmawiać – podeszła do niego, składając
na ustach krótki formalny pocałunek.
-
Rozumiem – odpowiedział nie wdając się w dyskusję, widząc jej
stan.
- Idę
spać – dodała i zniknęła w swojej sypialni.
Położyła
się w ogromnym łóżku i zakopała w atłasowej pościeli.
Pozwoliła spłynąć z oczu kilku łzom, nim wzieła w dłoń
różdżkę.
- Nie
chę pamiętać... -powiedziała, zaraz po tym celując różdżką
w swoje brązowe pukle
-
Oblivate-szepnęła i zapomniała o wszystkim co się wydarzyło w
ciągu ostatnich dziewieciu miesięcy. Zapomniała o bólu, ale
najważniejsze zapomniała o swoim synku.